się zręcznie i okazywał niespożytą żwawość, wówczas — niewiele ponad dwadzieścia. Gdy go o wiek Pytano, nigdy nie odpowiadał. Taił go podobnie, jak ilość semestrów swego pana i rozkazodawcy.
Długa, szczupła postać była ubrana niemal tak, jak Matuzalem; tylko zamiast cerevis nosił na strzyżonej krótko głowie czapkę z białego płótna bez daszka, przypominającą kołpaki kucharzy i cukierników.
Tak to kroczyli ulicą Humboldta, a następnie Pieprznym Zaułkiem, — na przodzie pies, za nim pan, a nakońcu pucybut; każdy zachowywał jednakową niemal godność i majestat. Przechodnie oprowadzali ich uśmiechniętemi spojrzeniami.
Zamierzali wejść do sieni domu, gdy w tej samej chwili otworzyły się drzwi chińskiego sklepu i na progu ukazał się właściciel w szerokim, oryginalnym stroju „Niebiańskiego Państwa“. Był wielkim przyjacielem studenta; nauczył się u niego niemieckiego języka, wzamian wtajemniczywszy go w trudne arkana chińskiej mowy. Dzięki temu Matuzalem w owym czasie władał już chińskim wcale znośnie.
— Tszing! — powitał go głębokim ukłonem kupiec.
— Tszing, tszing, mój drogi Ye-Kin-Li! — odpowiedział student silnym basem. — Czy zamierza pan wyjść?
— ’s sze tsze, Tszu, — tak, panie. Do policji.
— Do policji? Co pana tam sprowadza? Czy znalazł pan jakiś zgubiony klucz? A może ma pan odsiedzieć karę za podrabianie herbaty?
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/13
Ta strona została skorygowana.
9