Strona:PL May - Matuzalem.djvu/14

Ta strona została skorygowana.

Chińczyk, przebierając palcami po warkoczu wysoko wzniósł bezwłose brwi i odrzekł:
— Pan sobie kpi ze mnie! Ye-Kin-Li nigdy nie będzie karany, albowiem towar, który sprzedaje, jest niesfałszowany, tani i czysty. Rzecz w tem, że dostałem list z ojczyzny i mam go przekazać pewnemu tutejszemu obywatelowi. Ponieważ nie znalazłem jego nazwiska w księdze adresowej, więc zwrócę się po informacje do urzędu.
— Nie trudź się, mój czcigodny. Najpewniejsza księga adresowa spoczywa tutaj, — mówiąc to, wskazał na własne czoło — nie nadaremnie nazywają mnie Matuzalemem. Wielu się rodzi i wielu umiera; tysiące przybywają jako zielone młodziki i odchodzą jako bladzi filistrzy; ja jeden zostaję, jak skała pośród lotnych piasków. Nazwiska ich uwieczniłem w niewydrukowanych jeszcze rocznikach mego genjuszu. Jakże więc brzmi nazwisko poszukiwanego obywatela?
Kupiec wyciągnął z rękawa list i pokazał studentowi. Chińczycy, jak wiadomo, traktują rękawy jako kieszenie. List nie miał marki, ani stempla. Pewnie przybył wraz z jakąś przesyłką.
Adres, kreślony nie piórem, lecz pendzelkiem, brzmiał, jak następuje:

Do nauczyciela ludowego Józefa-Ferynanda Steina, dawniej zamieszkałego przy ulicy Górnej 12, parter, lub do jego krewnych.

Student z namysłem wpatrywał się w papier.

10