— Hm! — rzekł. — A więc nie można go znaleźć w księdze adresowej?
— Nie.
— Ja też mogę potwierdzić, że niema tutaj nauczyciela o podobnem nazwisku. Zapewne adresat już nie żyje i — ach! Eureka! Chyba to nieboszczyk małżonek mojej gospodyni! Powierz mi pan tę epistołę na kilka chwil, drogi przyjacielu! Pędzę galopem na górę i duszkiem przyniosę panu wiadomość.
Rzekłszy to, wbiegł na schody. Pies z pucybutem, którzy się byli zatrzymali za przykładem swego pana, nie spodziewali się tak nagłego wyskoku. Newfundlandczyk dał susa wbok; pucybut starał się zachować godność. Trzeba dodać, że Matuzalem podczas rozmowy wyjął z ust munsztuk fajki, teraz zaś wetknął go zpowrotem. Gdyby jednak pucybut dotrzymał mu kroku, nie doszłoby do nieszczęścia. Jego powolność sprawiła, że rurka gumowa, wyciągnięta nadmiernie, wyrwała mu z ręki szklaną banię fajki. Pragnąc ją uchwycić, pogorszył jeszcze sytuację — bańka poleciała na psa i roztłukła się w kawałki; jej gorąca zawartość rozlała się po szyi newfundlandczyka. Ocalałe resztki cybucha powlókł za sobą mknący po schodach student, który dopiero po chwili spostrzegł katastrofę, zatrzymał się i odwrócił.
Przekonał się, że ocalała jedynie rurka i nasada fajki. Pies głośno szczekał, ponieważ sierść jego zaczęła się żarzyć; pucybut przewrócił się na psa i leżał plackiem, nie wypuszczając z rąk oboju. Chińczyk stał nad nim, złożywszy zbożnie dłonie, i wołał przestraszony:
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/15
Ta strona została skorygowana.
11