drobne kawałki mięsa. Holender znów zapytał ostrożnie:
— Czy to psina?
— Nie — zaprzeczył Godfryd.
— W takim razie ja też jem!
Napełnił talerz i jadł nieforemną łyżką, nie posługując się zupełnie kwei-tse. Nie zważał na zgorszone spojrzenia Chińczyków, niezadowolonych z tak nieprzyzwoitego sposobu jedzenia. Po zjedzeniu skinął przyjaźnie w stronę Godfryda i oznajmił:
— Nie, to nie psina.
— Nie psina, ale zato mięso kocie! — brzmiałą Odpowiedź.
— Co? Mięso kocie?
— Niestety!
— Niebiosa! O moje gardło, o mój żołądek, o moje kiszki! Mijnheer Matuzalemie, co pański leksykon powiada o kiszkach?
— Co leksykon powiada o kiszkach? Że mają sledem metrów długości — roześmiał się student, gdyż grubas trzymał się obu rękoma za brzuch i stroił bolesne miny. — Czy czuje pan zaburzenia w kiszkach?
— Tak. Bardzo! Mam boleści i zapalenie.
— Co? Boleści i zapalenie? Dlaczego?
— Jadłem kocie mięso.
— Niech pan nie wierzy Godfrydowi! On sam nie wie, co takiego zajadał.
Mijnheer zagroził pucybutowi pięścią i ofuknął go gniewnie:
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/157
Ta strona została skorygowana.
31