Skoro przyjaciele spoczęli na parę chwil i ucichli, usłyszeli lekkie stukanie w drzwi.
— Szui-nguai? — Kto tam? — zapytał Matuzalem.
— Gu-ten A-bend! — Dobrywieczór! — rozległa się odpowiedź cicha i wypowiedziana ze szczególną wyrazistością.
— Co! — szepnął student. — Mówi po niemiecku!
— Tak! — potwierdził zdumiony Godfryd. — To pozdrowienie wieczorne w naszym ojczystym języku. Skądże zabłąkało się na tę dżonkę?
— Zapewne jest to pułapka na nas. Znają przypadkowo te dwa niemieckie słowa. Zobaczymy.
I, obracając się ku drzwiom, dodał głośniej:
— Dobrywieczór! Kto tam?
— Przyjaciel — odpowiedziano równie cicho, jak poprzednio.
— Dobrze! Ale kto?
— Nieszczęśliwiec, podobnież uwięziony.
Rozmówca wypowiedział to, jak poprzednio, poszczególnemi zgłoskami i bardzo powoli, jak ktoś nie-