— I pozwalają panu swobodnie krążyć po okręcie?
— Jedynie na pełnem morzu, ale nie w portach. W Hong-Kongu zamknięto mnie w piwnicy i wypuszczono dopiero na morzu.
— Tak! Któż stoi prócz pana za drzwiami?
— Nikt
— Ale chyba widzą, że pan z nami rozmawia!
— Nie. Latarnie pogaszono, aby nas nie spostrzegły przejeżdżające okręty.
— Hm! Gdzie jest ho-tszang?
— Śpi Inni oficerowie również. Tylko to-kunq stoi przy sterze.
— A majtkowie?
— Jednie trzej strażnicy stoją na pokładzie. Pozostałym kazano wypocząć, gdyż nazajutrz czeka ich wiele pracy.
— Czy strażnicy nie obserwują pana?
— Nie. Jeden stoi na górze; nie może mnie widzieć. Drugi przy tylnym maszcie; nie sięgnie wzrokiem tak daleko. A trzeci śpi pod środkowym masztem. Zapewne obaj pozostali również drzemią.
— Dziwne! Czyż czują się aż tak pewnie wobec nas, że nawet nie postawili wartownika za drzwiami?
— Nikt nie chciał stanąć w obawie przed waszemi kulami. Zresztą, zatarasowano drzwi tak, że nie potraficie ich otworzyć.
— I pan żąda, abyśmy pana wpuścili? Przeczy pan sam sobie.
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/183
Ta strona została skorygowana.
57