Strona:PL May - Matuzalem.djvu/197

Ta strona została skorygowana.

— Tak, lecz tam stoi strażnik.
— Wystarczy zamienić z nim słówko. Uważaj pan! Godfryd może iść ze mną i trzymać swoją chusteczkę wpogotowiu.
Obaj opuścili kajutę. Ujrzeli pł n któremi poprzedniego wieczora zasłaniano latarnie. Matuzalem odkrajał kawał, aby mieć pęta. Zabaczył przed sobą śpiącego strażnika, siedzącego przy wielkim maszcie, i rzekł do Godfryda:
— Uchwycę go za gardło. Otworzy usta, aby krzyknąć, złapać tchu. Wówczas wsuniesz chustkę tak szybko i głęboko, jak tylko potrafisz.
Podkradli się bez szmeru. Degenfeld ścisnął Chińczyka za szyję. Strażnik chciał skoczyć i krzyknąć, lecz w tej samej chwili pucybut zakneblował mu usta.
— Tak — rzekł. — Teraz już nie zaśpiewa. Czy związać poczciwca? Trzymaj go pan mocno!
Zaskoczony korsarz wywijał dookoła siebie rękoma i nogami, ale nie mógł przeszkodzić Godfrydowi, który go wreszcie przyzwoicie spętał.
— Ten już dla nas niegroźny — oświadczył Degenfeld. — Teraz naprzód!
Wąskie schody wiodły na dach. Ukradkiem i pocichu wspięli się na górę. Zobaczyli śpiącego wartownika. Obeszli się z nim podobnie, jak z jego towarzyszem. Matuzalem wyciągnął chustkę, aby go zakneblować, atoli Godfryd rzekł:
— Zostaw to pan w kieszeni! Nie trzeba tu na-

71