— Bez troski! Grdyka, którą ja ścisnę, na pewno nie potrafi wydać ze siebie dźwięku.
Zostawiwszy towarzyszów na mostku, Turnerstick zbiegł nadół i podszedł ku to-kungowi. Ten zapytał go karcącym tonem, czego sobie życzy. W ciemnościach nocy brał go za jednego z wartowników.
— Tyng jeszczeng możeszeng mnieng pytacing — odpowiedział kapitan. — Chcęg zbadacing twojeng gardłong, chłopczeng. Poczekajeng, tyng wspaniałyng hultajsking drapichróściengi
Mówiąc to, doświadczony marynarz ścisnął swemi żylastemi rękoma szyję sternika tak mocno, że ten bez dźwięku runął. Spętano go i skneblowano, podobnie jak poprzednich.
— Nie przypuszczałem, — zauważył Liang-ssi — że tak gładko pójdzie.
— No, nie idzie tak gładko, jak się panu wydaje, — odpowiedział Godfryd. — Jeśli pan jest innego zdania, to spróbuj-no z ho-tszangiem, na którego przyszłą teraz kreska.
— Dziękuję, dziękuję. Nie jestem dusicielem.
— My też nie. Potroszku tylko ściskamy im krtanie, ale przecież nie pozbawiamy ich życia. Ja przynajmniej nie mam żadnej ochoty zawisnąć na stryczku jako zawodowy morderca. Nigdy nie czułem w tym kierunku namiętności, czemu zawdzięczam moje obecne zaszczytne stanowisko.
Turnerstick mocno uwiązał koło sterowe. Matuzalem poprosił Chińczyka, aby wskazał miejsce, gdzie śpią ho-tszang i właściciel okrętu. Chińczyk wskazał
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/199
Ta strona została skorygowana.
73