kajutę pod sterem. Prócz obu wymienionych znajdował się tam również kapłan.
Było to legowisko, oddzielone cienką ścianą. Promień światła przenikał przez szpary. Degenfeld zajrzał do kajuty. Nie mógł objąć okiem całej przestrzeni, ujrzał wszakże trzech mężczyzn, śpiących na wysokich siennikach, położonych na ziemi. Z niskiego sufitu zwisał papierowy lampjon.
— Głupota i beztroska tych ludzi doprawdy przewyższa ich złość — rzekł. — Muszą być najkompletniej pewni, że mają nas w worku. Tak nas traktować, a mimo to spać jak susły, — to dziwaczne! Zbyt ufają bambusom, któremi podparli drzwi nasze] kajuty. — Czy załoga śpi pod nimi?
— Nie — odpowiedział Liang-ssi. — Kajuty załogi ciągną się pod środkiem pokładu.
— A więc możemy dopuścić się nieco zgiełku, zresztą nieuniknionego, gdyż starszyzna, która śpi tutaj, zaryglowała drzwi. Czy są tu gdzieś mocne gwoździe i młot?
— Tak. Tam, gdzie sznury.
— Niech pan przyniesie. My tymczasem godnie pozdrowimy tych panów.
Chińczyk oddalił się natychmiast. Degenfeld zbadał, w jakiem miejscu wewnątrz jest umocowany rygiel. Następnie oparł się z całej siły i wysadził drzwi. Trzej śpiący obudzili się i do połowy podnieśli. Błękitno-purpurowy wyciągnął oba rewolwery; Godfryd i Turnerstick również.
— Nie ruszajcie się, bo poczujecie nasze kulki —
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/200
Ta strona została skorygowana.
74