— Wszak stryj przebywał w Ameryce i wszelki ślad po nim zaginął — odpowiedziała matka.
— Nie umarł zatem, jakeśmy sądzili. Co za szczęście, że żyje! Posłuchajmy, co pisze. Przeczytam na głos.
Matuzalem chciał się oddalić; matka i syn uprosili go, aby pozostał, nie mieli bowiem przed nim tajemnic. Treść listu musiała być nader ważna, jeśli student bawił u swej gospodyni przeszło godzinę. Pucybut, przechodząc koło drzwi, zatrzymał się naskutek rozlegających się głośnych okrzyków radości. Nie mógł podchwycić poszczególnych słów, ale zrozumiał, że toczy się gorąca narada.
— Wygląda mi to na coś w rodzaju narady wojennej — mruknął do siebie. Wycofam się czem prędzej, aby nie paść zdeptanym pod obcasem awangardy.
Zmiarkował to wcale sprytnie: ledwo zdążył się oddalić, wyleciał jego pan i rozkazodawca, wbiegł do swego mieszkania, uchwycił pocybuta za ramiona i zawołał radośnie.
— Godfrydzie, precz z gnuśnem życiem! Udajemy się w podróż!
— Tak! Dokąd? Może znowu do Gueterbock, aby skosztować tamtejszego wina?
Przy tej wzmiance zrobił wcale kwaśną minę.
— Nie, nie dalej, znacznie dalej! Czy jesteś bratku, skłonny do choroby morskiej?
— Niebywale!
— Skąd wiesz?
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/21
Ta strona została skorygowana.
17