Strona:PL May - Matuzalem.djvu/252

Ta strona została skorygowana.

Zabawa ma z chłopca wykształcić przyszłego mężczyznę, z kobiety przyszłą żonę i kapłankę ogniska domowego.
Inaczej rzecz się ma u Chińczyków. Gdzie się tu zobaczy zarumienione policzki, błyszczące oczy i wesołą twarzyczkę europejskich dzieci? Chiński chłopak przekracza próg swego mieszkania powoli i z namysłem, ogląda się dookoła jak starzec, kroczy bez najmniejszego śladu ożywienia ku miejscu zabawy i zaczyna się zastanawiać, co robić. Znajduje, powiedzmy, świerszcza, Chwyta go, szuka drugiego i siada, aby przyglądać się bacznie walce obu zwierzątek. Z rozkoszą patrzy, jak sobie odgryzają członki i jak walczą jeszcze wówczas nawet, kiedy stanowią jedynie rozerwane szczątki żyjątek. Cóż w tem dziwnego, że okrucieństwo i niewrażliwość stanowi jedną z najwybitniejszych cech Chińczyków?
Oto dwaj chłopcy grają w piłkę. Nie rzucają jej sobie nawzajem; nie chwytają i nie odbijają: nie ciskają w stronę muru, aby odbić i znowu uchwycić. Jeden z nich podrzuca dłonią piłkę do góry tyle razy, ile razy chwyta ją zpowrotem. Skoro piłka spada na ziemię, przechodzi pokolei do drugiego. Stoją oto cisi i oniemiali jeden przy drugim — nie, niezupełnie oniemiali, wszak liczą. Każdy punkt, o który jeden z nich ma więcej od drugiego, musi być okupiony pestką, owocem, czy czemś innem. Przytem starają się wzajemnie ocyganić. Stąd wypływa ta kupiecka cecha nieodrodna — chytrość, właściwa Chinczykom.

6