— Ja, dat beeft bij gezegd. — Tak, tak mówił, — potwierdził grubas.
— O, Matuzalem miałby nie pić piwa! Niewiarygodne.
— A jednak! — odparł Degenfeld. — Dziś piję tytułem wyjątku. Przez cały ten tydzień nic nas, jako świadków, hotel nie kosztował. Płaciła za nas Old England. Możemy więc postawić sobie kilka szklanic. Atoli nasz przyjaciel Liang-ssi nie będzie mógł w tem uczestniczyć.
— Dlaczego? — zapytał wymieniony.
— Ponieważ musi pan iść z początku do ajenta, który wysłał list do Niemiec, a następnie do tong-tszi, aby mu zameldować o naszem przybyciu. Poczekamy tutaj na pierwszego i dowiemy się również, czy ten drugi dotrzyma słowa.
Chińczyk oddalił się bez słowa sprzeciwu.
Matuzalema znudziło zainteresowanie gości, nie spuszczających z nich oka. Spostrzegłszy za domem ogródek, wyszedł, aby go obejrzeć.
Jeśli sądził, że zobaczy tutaj chińskie rośliny, mylił się bardzo. Ogródek był mały. Z trzech stron okrążony murami, czwartą stroną przylegał do budynku. Był to właściwie ogródek warzywny. Tylko przy murze nawprost domu wznosił się pięknie kwitnący krzew. Matuzalem zbliżył się, aby dokładnie go obejrzeć. Naraz usłyszał gwizdnięcie akurat po drugiej stronie muru. Mimowoli pochylił głowę, gdyż mur sięgał mu zaledwie do ramion.
Z zewnątrz stał Chińczyk bardzo starannie ubra-
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/258
Ta strona została skorygowana.