rzy, chociaż religia ich nie wymaga. Każdy Chińczyk pragnie spocząć we własnej ziemi, albo przynajmniej w ziemi swej prowincji, swego dystryktu. Czy będzie to na cmentarzu, czy w zwykłej ziemi, to już go nie ochodzi, jeśli Się przekonał, że dusza zadowolona jest z wybranego miejsca.
— Zadowolona? Hm! Cóż ona może mieć przeciwko temu? Jak ona wyraża swoje zadowolenie, lub niezadowolenie?
— Nasyła szczęście, lub nieszczęście na potomstwo, zmuszając je w ostatnim wypadku do umieszczenia szczątków w innem miejscu. Tak przynajmniej mniemają Chińczycy. Każdy z nich obiera sobie grób za życia. Jeśli nie zdąży, synowie zwracaą się do odpowiednich kapłanów, doświadczonych w tego rodzaju sprawach. Ci podróżują po całym kraju, oczywiście na koszt krewnych nieboszczyka, oglądają miejsca, które się wydają odpowiedniemi, i toczą rozmowy ze zmarłym. Skoro dochodzą z nim do porozumienia, wracają do osieroconych i zawiadamiają ich o rezultacie. Rozumie się, że duch okazuje Się tem bardziej wybredny, im bogatsze jest jego potomstwo, im więcej może zapłacić kapłanowi.
— A więc maleńki interesik na nieboszczykach?
— Tak. Jeśli krewni nieboszczyka są bardzo bogaci, to okazuje się niebawem, że duch zaczyna się nudzić w swojej mogile, lub znajduje w niej pewne krępujące braki. Albo widok jest nieszczególny, albo ziemia jest zbyt wilgotna, tak, że biedny
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/266
Ta strona została skorygowana.