którzy włóczą się po prowincjach i żyją z rozboju. Wing-kan, jako jubiler, należy do pierwszej klasy. Sąsiad utrzymywał, że przodkowie Wing-kana należeli do „niegodnych“ i że niektórzy nawet zginęli na szubienicy. Jest to znieważenie pamięci zmarłych. A jednak według wszelkiego prawdopodobieństwa nie mijał się z prawdą.
Tymczasem wrócił Liang-ssi i oznajmił, że nie zastał ajenta, ponieważ ów udał się w podróż i wraca dopiero nazajutrz. Nie zastał też w domu mandaryna, lecz ten miał wkrótce wrócić. Zarządca domu zakomunikował, że pokoje dla gości są już gotowe. Niebawem powinien się był ukazać z palankinami.
Istotnie, zjawił się przyzwoicie wyglądający i dobrze ubrany Chińczyk. Ukłonił się nisko i zaprosił naszych bohaterów w imieniu swego pana w najbardziej wyszukanych wyrażeniach. Degenfeld zapłacił za piwo, które tu było nawet droższe, niż w Hong-Kongu, i wraz z towarzyszami udał się za Chińczykiem.
Przed hotelem stało siedem wspaniałych palankinów. Poza kulisami uwijało się czterech forysiów, zaopatrzonych w grube pałki, mające torować drogę.
Chińczyk pomógł gościom wsiąść do powozów i zaciągnął zasłony, aby cudacznie ubranych cudzoziemców uchronić przed natarczywą ciekawością tłumu miejskiego. Za ostatnim palankinem szło, a raczej biegło dwóch służących, noszących strzelby białych, gdyż długie lufy nie mieściły się wewnątrz palankinów.
Frick Turnerstick przed wsiadaniem nachylił się, aby zbadać, czy dno palankinu nie jest ruchome.
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/268
Ta strona została skorygowana.
22