znajdował w pokoju Matuzalema. Musimy ukazać się w odpowiednim ordynku, do czego jest niezbędna pana fajka i mój obój.
Gościnny gospodarz nie zapomniał także o tytoniu, którego pełna waza stała na stole. Nabito fajkę, zapalono, poczem obaj wyszli, odprowadzeni przez majordoma do samej bramy.
Z właściwą sobie paradą przebyli krótką drogę, która ich dzieliła od jubilera. Nawet na tak krótkim dystansie mogli się przekonać o celowości zaleceń majordoma. Ledwo wyszli z domu, skupili dookoła siebie przechodniów.
Matuzalem kroczył pośrodku ulicy, aby móc rzucić okiem na sąsiedni sklep. Udało mu się to najzupełniej.
Na domach obu jubilerów wisiały długie szyldy firmowe. Na jednych były nazwiska właścicieli, na drugich spisy towarów. Wing-kan ponadto wywiesił napis: „Tu sprzedaje się rzetelnie“ — napis, który mógł tylko budzić nieufność.
Siedział właśnie przed otwartemi drzwiami; Matuzalem poznał go odrazu. Po chwili Degenfeld wszedł do sklepu Hu-tsina. Prócz samego właściciela, nikogo tu więcej nie było. Właściciel, mężczyzna w średnim wieku, był dobrze zbudowany i starannie ubrany. Nosił długą cienką brodę, której końce spadały z obu stron na pierś. Ujrzawszy przybyszów, zerwał się z miejsca. Spojrzenie jego wyrażało najwyższe zdumienie. Nigdy jeszcze nie nawiedziły jego sklepu tak cudaczne postacie.
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/275
Ta strona została skorygowana.
29