die ontzettend vell gegeten hebben — Dobry Boże co to za kobieta! Musiała straszliwie wiele jeść!
Godfryd już miał na języku jakiś dowcip, ale speszył go nagły hałas. Słychać było swoiste, głuche, ale zgiełkliwe, tony licznych gongów, które się wzajemnie zagłuszały, i liczne nawoływania.
Mandaryn wrócił i rzekł:
— Słyszycie? Musiało się zdarzyć wielkie nieszczęście, lub przestępstwo. Wartownicy je ogłaszają.
Otworzył okno. Hałas był już blisko. Gongi brzmiały przeraźliwie i jakiś chrapliwy głos, napoły śpiewając, a napoły wyjąć, rozgłaszał coś, czego nawet Matuzalem nie zrozumiał.
— Co za przestępstwo! — zawołał mandaryn. — Nic podobnego nie zdarzyło się jeszcze w Kuang-tszéu-fu.
— Cóż takiego? — zapytał Degenfeld.
— Z Pek-thian-tszu-san wykradziono dwa bogi.
— Dziś?
— Bardzo niedawno. Przed siut-szi były jeszcze na miejscu. Teraz ich niema. Podejrzenie padło na dwóch ludzi, którzy stali z palankinem przed świątynią. Wartownik opisuje ich wygląd.
Nasi bohaterzy, oczywiście, udawali zdumionych i oszołomionych tem świętokradztwem. Tong-tszi dodał:
— Prawdopodobnie odkryje się świętokradców, a wówczas biada im! Obsadzi się wszystkie ulice,
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/306
Ta strona została skorygowana.
60