Strona:PL May - Matuzalem.djvu/336

Ta strona została skorygowana.

— Pek-thian-tszu-fan.
— Co za nędzna chińszczyzna! Niema ani jednej końcówki. Poprzednio okrutnie się zdenerwowałem. Stałem w ogrodzie i przysłuchiwałem się śledztwu, ale nie mogłem zrozumieć ani jednego słowa. Wogóle tutaj w mieście posługują się plugawym żargonem. Powinni ze mnie brać wzór. Nauczyłbym ich używać właściwych końcówek.
— Chciałbym zobaczyć pana w roli nauczyciela chińskiego języka! — roześmiał się student.
— Odmawia mi pan kwalifikacyj?
— A jakże! Z pańskiemi końcówkami!
— Sądzę!
— Ale pierwiastki, pierwiastki! Każdy pierwiastek ma wiele znaczeń. Naprzykład „tszu“ oznacza pana, laskę, kuchnię, oparcie, świnię, starą kobietę, przygotować, przyrządzać, łamać, polepszać, przerąbać, swobodnie, mało, skłonny, nauczyć, niewolnik, jeniec i t. d., zależnie od wymowy, miękkiej, czy twardej, szybkiej, czy powolnej. Nadobitek, można każdym pierwiastkiem posłużyć się w przenośni, to też trzeba akcentować niebywale subtelnie, aby rozmówca zrozumiał, o co chodzi. Dla przykładu powiem panu, że powitanie „tszing“ ma przeszło pięćdziesiąt innych znaczeń, czasem wręcz przeciwnych.
— I należy się ich domyślić ze sposobu wymowy?
— W zasadzie, tak. Ponieważ jednak wymagałoby to nadludzkiej subtelności, więc dodaje się do danego słowa atrybut. Naprzykład „fu“ — to ojciec,

90