można się było w tych krzesłach i za tym stołem czuć wygodnie.
Oczywiście, rozmawiano przeważnie o wczorajszej przygodzie. Degenfeld ostrzegł małżonków, aby nie ujawniali prawdziwego jej przebiegu!
Za ścianką odzywały się głosy dziecięce. Jubiler wyjaśnił, że to jego dzieci czytają książkę.
Dzieci, czytające książkę w Chinach! Matuzalem był zaciekawiony. Na jego życzenie jubiler odsunął ruchomą ściankę. Dwaj chłopcy starszy nie miał chyba więcej niż lat jedenaście — i dziewczynka siedzieli przy stoliku nad książką. Podnieśli się natychmiast i ukłonili tak głęboko, że cienkie warkocze przewróciły się i opadły na czoła. Poważne, niemal uroczyste miny nadawały ich twarzyczkom nader śmieszny wyraz.
Matuzalem poprosił o książkę i zaczął przerzucać kartki.
— Czy uwierzysz, — rzekł — Godfrydzie, to czasopismo dla dzieci!
— Co? Czasopismo dla dzieci? Czy to prawda? W chinach pismo dla dzieci?
— Tak, z obrazkami, w wierszach.
— To ciekawe! Nigdybym nie przypuszczał!
— O, widzisz. W Chinach jest mniejszy procent analfabetów, niż naprzykład w Rosji.
— Szkoda, że nie umiem tego przeczytać. Wygadać się jako tako potrafię, ale z czytaniem jest gorzej. Co tam właściwie drukują? Czego się tu ich uczy?
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/340
Ta strona została skorygowana.
94