— Słusznie. Niestety, nie będę mógł panom dotrzymać towarzystwa, gdyż zajęty jestem tą nieszczęsną sprawą. Wkrótce sprowadzą posągi. Możecie być panowie świadkami uroczystości. Chodźcie ze mną! Pokażę wam główną nawę świątyni.
Matuzalem, Godfryd, Ryszard i Liang-ssi poszli za mandarynem. Przyłączył się do nich także bonza.
Turnerstick i mijnheer jak zwykle zamykali orszak. Nic ich nie nagliło, więc kroczyli powoli po dziedzińcu. Rozglądali się na wszystkie strony. Kiedy weszli do przedniej części świątyni, towarzysze ich znajdowali się już w drugiej nawie. Nie zrozumieli słów bonzy, nie wiedzieli zatem nic o rychłym powrocie bożków.
Rozglądali się ciekawie. Spostrzegłszy niezajęte postumenty, Turnerstick rzekł:
— Mijnheer, tu zapewne siedziały oba skradzione bóstwa. Jak pan mniema?
— Wat ik zag? Ja, daar hebben zij gestaan. — Jak mniemam? Pewnie tutaj siedziały.
Podeszli bliżej i przypatrzyli się uważnie. Na obszernej podstawie można się było swobodnie rozsiąść. Turnerstick schylił głowę nieco wbok i odezwał się:
— Nienajgorsze siedzenie. Nieraz siedziałem mniej wygodnie. To też nie jestem bogiem. Chciałbym wiedzieć, jakie to uczucie być bogiem. Chyba
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/353
Ta strona została skorygowana.
107