Strona:PL May - Matuzalem.djvu/358

Ta strona została skorygowana.

— Prawdopodobnie, gdyż byli dobrze strzeżeni, Naczelnik więzienia zapłaci za tę ucieczkę świętokradców, ale nie gardłem.
— Hm. Wczoraj oglądałem pewne żetony, które dają swobodny dostęp do więźniów. Czy niewiadomo, kto pomógł zbiegom?
— Nie. Wszak żetony, o których pan wzmiankował, nawet człowiekowi nieznanemu otwierają wrota więzienia. Stało się; niema o czem mówić. Proszę tylko pana, abyś przynajmniej, póki jesteś moim gościem, nie uczynił nic beze mnie, o ile nie chcesz nas wszystkich narazić na niebezpieczeństwo! Jutro złoży panu wizytę ho-po-so, którego pan uratował. Nie wiedział dotychczas, że pan u mnie gości. Dzisiaj odbywa inspekcję rzeki, aż do wyspy Lu-tsin. Jeśli mu się uda wcześniej ją zakończyć, może dziś jeszcze pana odwiedzi. Ho-po-so może się wam przydać, jeśli zechcecie opuścić Kuang-tszéu-fu drogą wodną. Słyszy pan dźwięki orkiestry? Orszak nadchodzi!
Wrócili wszyscy razem do świątyni. Główna kaplica była jeszcze pusta, atoli w przedniej części rozbrzmiewały dzikie wielogłose wrzaski.
— Niebiosa! — krzyknął student. — Pochód już wkroczył do świątyni, a Turnersticka i mijnhesra nie widać. Zostali wtyle. Kto wie, jakie głupstwo palnęli
Chciał pędzić naprzód. Mandaryn uchwycił go za rękę i ostrzegł:
— Stój! Jeśli popełnili jakieś głupstwo, nie po-

112