— Powinienem się was zapytać, pocoście tu przybyli?
— Czy ja wiem? Pan wie lepiej, skoro z nas zrobiłeś lamów.
— Nie wiem, doprawdy, co im powiedzieć.
— Cóż? Niech pan im powie, że przybyliśmy szukać hipopotamów, których chcemy nauczyć modnych tańców. Prawda, mijnheer?
— Tak. Nieszczęsnych hipopotamów.
— Albo powiedz, że jesteśmy tak niesłychanie bogaci, że nie wiemy, co z tym bogactwem zrobić, i że postanowiliśmy zbudować tu pagodę, w której starczy stryczków dla całej ich gromady.
— O stryczkach nic im nie powiem, ale o pagodzie?... Pomysł jest niezły. Poczekaj pan!
Zwracając się do mandarynów, oznajmił:
— Świątobliwi lamowie byli bardzo rozgniewani, że znów wyrwano ich z błogostanu. Mimo to raczyli udzielić mi wiadomości. Przybyli tutaj, aby wznieść wielką świątynię dobroczynności, w której znajdą przytułek tysiące ubogich.
— Thian! Są zatem bardzo bogaci. Czy mogą dowieść, że chcą istotnie zbudować świątynię?
— Czem można dowieść swych chęci, jeśli nie czynem? Chwilowo, ponieważ im tutaj dwukrotnie przeszkodzono, opuszczą tę świątynię, aby gdzie indziej znaleźć spokój niezmącony.
— Chcą odejść? — zapytał mandaryn, uśmiechając się złośliwie. — Jeśli naprawdę są tak znakomitymi i świętymi lamami, jak rzekłeś, to bardzo
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/372
Ta strona została skorygowana.
126