— O, czem jest kapitan okrętu wojennego! Niczem, absolutnie niczem. Wie pan chyba, że Chiny faktycznie nie posiadają oficerów marynarki. Ci istnieją u nas tylko nominalnie. Każdy żołnierz może być użyty zarówno do lądowej, jak i do wodnej służby. Oficerowie armji lądowej komenderują okrętami a oficerowie marynarki dowodzą wojskiem lądowem. Zresztą, ani jedni, ani drudzy nie znają się na niczem. Sam jestem Chińczykiem, ale znam nasze wady, i wiem, dlaczego zawsze ulegamy wrogowi. Kapitan interesującego nas okrętu jest zwyczajnym szeu-yü-tsiang-tsund, czyli szeu-pi[1], którego nie słuchają się właśni żołnierze. Właściwie dowództwo nad okrętem sprawuje ho-tszang.
— A czy yao-tszang-ti ma jakąś władzę nad dżonką?
— Poborca podatków? Ci ludzie wszędzie odgrywają rozkazodawców i wysokich mandarynów. Mają władzę nad zalegającymi z podatkami płatnikami — i to wszystko. Pomstują na każdego, ale stają się potulni, gdy kto ich zgromi.
— Podróż w takiej kompanji musi być bardzo interesująca?
— Pewnie. Może pan wkrótce będzie miał okazję odbyć ją, skoro, jak mi oznajmiłeś, zamierzasz udać się nad Pe-kiang.
— A czy zna pan kapitana owej dżonki?
— Tak. Ho-po-so wymienił mi jego nazwisko.
— A poborcę podatków?
— Jego również. Znam go nawet osobiście. Jest
- ↑ Kapitan.