dobrze zrozumiałem. Wydaje mi się, że podsłuchał naszą rozmowę w ogrodzie.
— Tak, masz rację.
— Więc zmykamy na okręt?
— Nieinaczej.
— A jak tam odzież?
— Chodźcie, pokażę wam.
Zaprowadził ich do wspomnianego pokoju.
— Spełniły się wszystkie nasze życzenia — odezwał się pucybut. — Nasz tong-tszi jest wszechwiedzący. Chętnie bym go wycałował — Brak tylko warkoczy.
— Nie są nam potrzebne. Mamy tu bowiem nie czapki zwykłe, lecz deszczowe kapelusze z kapturem. Widzisz, że pomyślał o wszystkiem.
— No, a co dalej?
— Zobaczysz. Teraz przekonam się, co słychać w domu, kto jeszcze czuwa i gdzie stoją palankiny.
Na piętrze paliła się tylko jedna lampka. Na dole wisiał również lampjon między przedniemi a tylnemi drzwiami wejściowemi. Pierwsze były zamknięte, drugie — otwarte. Na dziedzińcu Degenfeld zobaczył palankiny. Jakiś mężczyzna, w ubiorze najemnych kulisów podniósł się, podszedł bliżej, ukłonił się i zagadnął:
— Kiedy wasza dostojnoość rozkaże wyruszyć?
— Czy wiesz kogo będziesz nosić? — zapytał Matuzalem.
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/416
Ta strona została skorygowana.
22