Nie uważam pana za tak wyzutego ze skrupułów, abyś chciał zostać zabójcą urzędnika, sumiennie spełniającego swe obowiązki.
Widać było, że mówi poważnie. Degenfeld usiłował go odwieść od zamiaru najrozmaitszemi argumentami, ale napróżno. Mandaryn wysłuchał go, poczem rzekł, potrząsając głową:
— Pański wysiłek jest daremny. Urząd, który piastuję, tak bardzo prześciga mój wiek, że tysiące mandarynów patrzy na mnie zawistnem okiem. Osiągnąłem go ciężką pracą i sumiennem spełnianiem obowiązków. Wiem, że najwyższe urzędy stoją przede mną otworem. Atoli żadna z mych nadziei nie spełni się, jeśli jutro będę musiał zameldować o ucieczce więźniów. Osadzą mnie samego w więzieniu. Za jednym zamachem zepchnięty do najniższych warstw obywateli, do klasy występnych, nigdy już nie będę mógł objąć żadnego urzędu. Wolę raczej umrzeć. Posiada pan paszport, który najwyżsi mandaryni muszą szanować! Ale nikt nie powinien działać wbrew obowiązkom. Przynieś mi pan rozkaz, który będę zobowiązany wykonać, a chętnie wypuszczę tych ludzi, i ze spokojem będę oczekiwał następstw.
— Nie rozporządzam takim rozkazem na piśmie.
— A więc czyń pan, co ci dyktuje sumienie. Ustępuję przed przemocą, powtarzam jednak, że brama, przez którą dziś wyprowadzi pan swoich przyjaciół, jutro zamknie się za moim pogrzebem.
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/427
Ta strona została skorygowana.
33