Wyjął paszport z kieszeni, podał go mandarynowi i rzekł:
— Przypatrz się pan temu dokumentowi! Może on potrafi odwieść pana od okrutnego zamiaru.
Urzędnik uchwycił kuan. Powoli twarz jego zaczęła się rozpromieniać.
— T’eu-kuan! — zawołał. — I to rodzaju najwyższego! Panie, jesteś wybitnym zaufanym króla żebraków. Nie będę się dłużej wahał; muszę uczynić zadość pańskim życzeniom.
— Nie odkrywa pan nic nowego, gdyż i poprzednio mogliśmy pana zmusić do posłuchu. Chodzi o to, czy pan jest zdecydowany popełnić samobójstwo?
— Teraz już nie, gdyż nie mam się czego obawiać. Co za szczęście, że posiada pan taki kuan! Zwalnia mnie od wszelkiej odpowiedzialności.
— Istotnie?
— Tak, panie. Biada przełożonemu, który zechce mnie ukarać za to, że uszanowałem paszport króla żebraków!
— Ale musi pan dowieść swoim przełożonym, że działał pan pod przymusem t’eu-kuanu.
— Bezwzględnie. Czyż nie zostawi mi pan tego dokumentu?
— Nie. Rozumie pan, że nie mogę się pozbyć tak ważnej legitymacji.
— Przynajmniej wie pan, gdzie t’eu przebywa obecnie?
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/429
Ta strona została skorygowana.
35