— Nie. T’eu nie ma stałego miejsca pobytu.
— To prawda. Trzeba się dowiedzieć, gdzie go można zastać. Posiadaczowi takiego kuanu każdy poddany t’eua winien podać ścisłe informacje. Dokąd zamierza pan odwieźć więźniów?
— Przecież rozumie pan sam, że panu nie mogę tego powiedzieć.
— O nie. Może mi pan śmiało zaufać, ponieważ pójdę z wami. Ja sam wyprowadzę tych panów z więzienia.
— Czy mogę panu dowierzać?
— Pewnie! Muszę się słuchać t’eua. Jeśli chcę ocalić swój honor, powinienem dowieść, że uległem woli t’eua. Wobec tego muszę bezwarunkowo odwiedzić jego, albo jednego z oficerów, aby uzyskać potrzebne świadectwo.
— A czy wolno panu zostawiać więzienie bez nadzoru?
— Nie mam tego zamiaru. Zanim pójdę, powierzę komendę jednemu z podwładnych. Powiem mu także, że na wyższy rozkaz muszę wypuścić więźniów i osobiście im towarzyszyć.
Tyle było szczerości w tonie i twarzy młodego urzędnika, że Matuzalem nie wątpił o prawdzie jego słów. Aliści należało być przezornym. Przeto zapytał:
— Jeśli pan zamierza się z nami udać w drogę, to musisz się przygotować do podróży?
— Tak.
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/430
Ta strona została skorygowana.
36