Strona:PL May - Matuzalem.djvu/431

Ta strona została skorygowana.

— A zatem mamy panu pozwolić na opuszczenie tego pokoju?
— Muszę panów o to prosić.
— Wówczas będzie pan mógł zgromadzić wszystkich żołnierzy przeciwko nam! Nie, do tego nie mogę dopuścić.
Mandaryn odpowiedział skromnym tonem:
— Nie mogę panu uczynić zarzutu z tego, że mi nie ufasz. Poproszę zatem pana, abyś mi dotrzymał towarzystwa. Moje mieszkanie znajduje się w tym korytarzu. Będę szedł pomiędzy panami. Będziecie mnie mogli zakatrupić przy pierwszem wykroczeniu,
— Przystaję na to pod warunkiem, że pozwoli mi pan przedtem wyprowadzić więźniów.
— Dokąd?
— Blisko stąd, do naszych palankinów.
— Chce mnie pan opuścić?
— Nie. Nie chcę panu szkodzić. Mój towarzysz zostanie przy panu, aby pana doglądać i aby dać rękojmię, że wrócę.
— Dobrze, zaufam panu więcej, niż pan mnie. Zostanę w tym pokoju, póki pan nie wróci.
Godfryd był wyznaczony do pilnowania mandaryna. Usiadł w ten sposób, że zagrodził mu drogę do drzwi. Pozostali opuścili pokój. Matuzalem wyprowadził ich tą samą drogą, którą był przyszedł. Znalazłszy się na wolności, udali się do domu, gdzie oczekiwali ich kulisowie. Matuzalem niezwłocznie wrócił do mandaryna.

37