Pod pokładom robiło wiosłami osiemdziesięciu I majtków po dwóch przy każdym, wiośle. Okręt mknął szybko, korzystając z pomyślnych wiatrów.
Zapytano Matuzalema, czy woli jeść na pokładzie, czy w kajucie. Noc była pogodna i ciepła; Matuzalem polecił nakryć na pokładzie. Grubas, dowiedziawszy się o rychłej wieczerzy, nie mógł powstrzymać się od okrzyku:
— Świetnie! Bosko! Odczuwam piekielny głód! Muszę coś przekąsić. A pan, panie Turnerstick?
— Oczywiście — odpowiedział zapytany. — Trzeba zawsze pamiętać o posiłku, zwłaszcza po a ich przejściach, jakich niedawnośmy doznali.
— Jeśli pan nazywa poważnem przejściem krótki odpoczynek w więzieniu, to wyrażam panu współczucie, aczkolwiek nie zasłużył pan na nie — odezwał się Godfryd.
— Co, nie zasłużyłem? — zawołał kapitan.
— Kto zawinił w tej głupiej maskaradzie? Pan sam, i nikt inny! Gdzie pana zaswędziło, żeś musiał się wypiąć, jak bałwan w świątyni?