krótkiego pobytu znakomitych protektorów. Wreszcie podróżni dosiedli koni.
Prócz grubasa wszyscy byli obeznani z konną jazdą. Ryszard nauczył się jej pod kierunkiem wuja Matuzalema. Można było spokojnie wyruszyć, bez obawy blamażu wobec mieszkańców Szao-tszeu.
Palankin zawieszono między dwoma rumakami według wskazówek błękitno-purpurowego. Holender wsiadł. Godfryd zapalił fajkę, poczem oddział ruszył, odprowadzony aż do bramy przez kłaniającego się nisko mandaryna i jego podwładnych.
Na ulicy zgromadził się gęsty tłum. Przybycie cudzoziemców nie było wielką sensacją z tej racji, że mało kto o niem wiedział. Lecz wkrótce rozeszła się fama o znakomitych mandarynach z odległych krain, którzy zawitali do burmistrza. Na wieść o wyjeździe mandarynów mieszkańcy miasta zbiegli się zewsząd, aby zaspokoić swoją ciekawość.
Mandaryn przewidział manifestację i przedsięwziął odpowiednie środki. Policjanci torowali drogę, wprawiając w żywy ruch laski i nie szczędząc uderzeń. Utworzyli z obu stron kordony, otaczające cudzoziemców.
Powoli przebyli podróżni ulice i uliczki miasta, i wreszcie po godzinie dojechali do wschodniej bramy. Stąd prowadziła wzdłuż rzeki droga do Szin-hoa, celu dzisiejszej jazdy.
Przed bramą policjanci rozstali się z oddziałem; natomiast obywatele miasta w znacznej liczbie długo
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/461
Ta strona została skorygowana.
67