niemy u celu. I to tylko w tym wypadku, jeśli będziemy z panów zadowoleni. Nie zapominaj o posłuszeństwie, któreś nam winien.
Droga teraz biegła ku lasowi. U skraju wznosił się budynek gospody. Degenfeld kazał się tam zatrzymać.
— Na dzisiaj dosyć już jazdy. Przenocujemy W tej gospodzie.
Chińczycy zeskoczyli na ziemię, wypędzili konie łąkę i weszli do budynku.
Nieco dalej droga prowadziła przez krótki most kamienny, przerzucony nad wąską, ale głęboką donną. Wskazując w tym kierunku, Matuzalem szepnął Godfrydowi:
— Wpobliżu mostu ukrył swoje skarby Ye-Kin-Li. Teraz jest godzina czwarta, a dopiero o ósmej się ściemnia. Mamy więc sporo czasu na poszukiwania. Skoro się oddalę, ty i Ryszard pójdziecie za mną. Spotkamy się pod wielką choinką, której wierzchołek wznosi się tam ponad inne drzewa. Powiem naszym przyjaciołom, że idę zbierać miejscowe rośliny.
Głośne gniewne okrzyki dobiegały z budynku. Matuzalem wszedł do izby i ujrzał niewesołą scen?: trzej żołnierze przyciskali do ziemi jakiegoś człowieka. Pozostali żołnierze otoczyli ich kołem, a oficer wyciągnął swój sarras i uderzał płaską klingą błagającego o litość nieznajomego.
— Cózto się dzieje? — zapytał Degenfeld. — Co wam zawinił ten człowiek?
— Czy nie widzi dostojny rozkazodawca, co to
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/480
Ta strona została skorygowana.
86