tak niskie, że trzeba było się schylać przy wchodzeniu. Cały budynek miał półkulistą formę na podobieństwo chat Kafrów i Hotentotów. Nie mógł to być w żadnym razie meczet, czyli, jak Chińczycy go zowią, li-pai-sse.
— Jesteśmy na miejscu — orzekł Matuzalem. — Przedewszystkiem poszukamy tsza-dse, zakopanego przez Ye-Kin-Li.
Tsza-dse to ostry długi nóż. Ye-Kin-Li wydrążył był nim kryjówkę, w której ukrył swoje skarby. Potem zakopał narzędzia w odległości dziesięciu kroków, nawprost drzewa, pod korzeniami rośliny leu.
Po chwili Degenfeld znalazł się w posiadaniu zakopanego noża. Był jeszcze bardzo ostry, aczkolwiek zardzewiały.
Obaj jego przyjaciele przyglądali się w skupianiu. Ryszard zapytał:
— A gdzie leży skarb?
— Tam w budynku. Przypuszczam, że był to grobowiec jakiegoś pobożnego muzułmanina, czyli t. zw. marabu, gdyż Ye-Kin-Li, szukając miejsca dla skarbów, wykopał jakieś kości i wrzucił je do wody. W tej miejscowości wielu jest wyznawców Islamu, a było ich dawniej jeszcze więcej. Chodźcie za mną do mauzoleum.
Weszli. Głową omal nie sięgali sufitu. Podłoga była wyłożona szlifowanemi kamieniami. Matuzalem spojrzał na swój plan, poczem rzekł:
— Trzeba usunąć sześć kamieni, tworzących
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/485
Ta strona została skorygowana.
91