— A jakże! Jakby urodzony i wychowany na cesarskim zamku w Iuan-Ning-Yuen! Pozwól pan wreszcie się obejrzeć!
Ujął go za plecy i obracał na wszystkie strony, aby dokładnie przyjrzeć się metamorfozie sympatycznego kapitana.
— Świetne, doskonałe! Wszystko z czystego jedwabiu! — wyjaśniał kapitan, rozpinając guziki wierzchniego okrycia, aby Degenfeld mógł ocenić przedniość drugiej warstwy ubioru.
Nosił więc niezmiernie szerokie spodnie z czerwonego w białe kwiaty jedwabiu, nad kostką przewiązane szerokiemi wstążkami. Nad tem — kamizelkę z tego samego materjału, która spadała do połowy lędźwi. Ponadto nosił białą jedwabną koszulę bez rękawów. Dosyć wąska, przypominająca szlafrok, niebieska szata sięgała prawie do ziemi. Rękawy ku dołowi rozszerzały się niewiarygodnie i mogły służyć za kieszenie. Długi, nizany złotem pas wił się na biodrach i przytrzymywał, prócz zegarka, najrozmaitszego rodzaju futerały z najrozmaitszemi przedmiotami, które w Chinach trzeba mieć zawsze pod ręką. A na tem wszystkiem miał szeroki w rodzaju burnusa ubiór, nieco krótszy od poprzednio opisanego, wzorzysty — na zielonem tle czerwone gąsienice i żółte motyle. Półrękawki sięgały niemal do łokcia.
Obuty był w pantofle z czerwonego jedwabiu, bez obcasów, ze szpicami, zagiętemi wysoko pod górę. Podeszwy były grube na trzy palce.
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/49
Ta strona została skorygowana.
45