Głowę osłaniał kapelusz, pleciony z sitowia, pokryty miękkim materjałem, przypominający ogromną, przewróconą miskę, i ozdobiony wysmukłą kitą falowanego końskiego włosia oraz smokiem z cienkiej, złociście połyskującej blachy.
Stroju dopełniały dwie szable, jedna z brzękiem ocierająca się o ziemię, druga — nieco krótsza.
Aby nie zapomnieć o najważniejszem, trzeba powiedzieć coś o wachlarzu, którym obracał w ręku, a który, rozwinięty całkowicie, mógł zasłonić nie jeden, lecz dwa takie tułowia. Ten przedmiot niezbędny wymalowany był w krwawą scenę bojową, nad którą, złotemi zgłoskami wypisany, świecił się chiński napis.
— No, jakże się panu podobam? — zapytał dumny kapitan.
— Niezmiernie! — odpowiedział Degenfeld. — Lecz skąd pan to wziął?
Rzeczywiście, wygląd Turnersticka musiał być, według pojęć chińskich, nader imponujący.
— Kupiłem w Singapore. Tam też kazałem to sobie napisać na wachlarzu. Było jeszcze dosyć czasu.
— Czy potrafi pan napis przeczytać?
— Nie. Z chińskiem pismem nie zdążyłem się jeszcze obeznać. Niech pan przeczyta, proszę.
Degenfeld obejrzał znaki i objaśnił:
— Chińczycy nie mają litery r. Wymawiają ten dźwięk jak l. Dlatego trudno dosyć rozwikłać
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/50
Ta strona została skorygowana.
46