Grunt, że mamy pieniądze, grube pieniądze, my, to znaczy nie ja, ale nasz Matuzalem.
— Matuzalem? — zapytał zdziwiony inżynier.
— Tak. Nie przedstawiliśmy się jeszcze. Ja jestem Godfryd de Bouillon, ten sam, który swego czasu bił niewiernych. A ten pan jest owym Matuzalemem, o którym pisano w Starym Testamencie. Wprawdzie od tego czasu postarzał się jeszcze bardziej, ale jego zdolności na tem nie ucierpiały. Jest dobrym, miłym...
— Milcz! — przerwał mu Matuzalem. — Ja sam się przedstawię, gdyż z twego gadania nic zrozumieć nie można. Zresztą, Chińczycy ubiegli nas o szmat drogi. Zamierzał pan się udać do Ho-tsing-ting? Jedźmy więc. W drodze wszystko panu wytłumaczę.
Ruszono więc dalej drogę. Inżynier, słuchając wyjaśnień Matuzalema, nie mógł wyjść z podziwu. Uważał swoich nowych znajomych za istnych bohaterów z powieści awanturniczej. Matuzalem poprosił go o dochowanie tajemnicy.
— Rozumie się, — rzekł inżynier — ale miejcie się na baczności. Pan Stein jest przemyślny i może was doskonale przejrzeć.
— Będziemy ostrożni. Ale, powiedz mi pan, czy w obcowaniu z Chińczykami nie spotykacie żadnych trudności?
— Dawniej były znaczne; przezwyciężyliśmy je dzięki pomocy króla żebraków, posiadającego wpływy wprost niezwykłe. Pan Stein jest obecnie jednym
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/528
Ta strona została skorygowana.
134