Strona:PL May - Matuzalem.djvu/538

Ta strona została skorygowana.

Wiedząc jednak, że wpłynie to ujemnie na nastrój gości, prosił o zagranie czegoś wesołego.
To też na zlecenie Matuzalema Godfryd zaintonował wesołą pieśń w sposób tak komiczny, że całe towarzystwo wybuchnęło śmiechem. Naśladował gdakanie kur, pianie kogutów, gęganie gęsi, gruchania gołębi, parskanie koni, miauczenie kotów, szczekania psów, beczenie kóz — straszny wrzask zwierzęcy, który wdzierał się i zagłuszał poważną melodję, graną przez Ryszarda.
Humory znacznie się poprawiły. Przytem nie lano za kołnierz. Wreszcie, kiedy t’eu uznał godzinę za stosowną do spoczynku, podniesiono się z za stołu.
— Jeść i pić już nie potrafię więcej, niestety, — rzekł mijnheer — ale spać też nie mogę. Chciałbym z panem pomówić, panie Stein. Pójdźmy do pańskiego pokoju.
— Z miłą chęcią. Niech pan poczeka na mnie, dopóki nie odprowadzę gości do ich pokojów.
Naraz grubas przypomniał sobie, że umówiono się śpiewać pod oknami Steina. Poprawił się więc:
— Zresztą, jestem senny. Odłóżmy rozmowę do jutra.
Wprowadzając Matuzalema do jego pokoju, gospodarz wyraził się:
— Długo będę pamiętał o tym wieczorze. Dziękuję panu. Takich godzin niewiele przeżyłem w życiu.
— Czy zrezygnował pan z powrotu do ojczyzny?

144