— Niestety. Nie znajdę odpowiedniego nabywcy na swój majątek.
— Powinien pan przynajmniej sprowadzić jakiegoś krewnego z kraju.
— Właśnie niedawno pisałem w tej sprawie, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Miałem brata, który był nauczycielem. Umarł już. Wdowa po nim z dziećmi nie mogła pewnie wyżyć ze skąpej emerytury, wskutek czego prawdopodobnie rozproszyli się po świecie. Zostałem ukarany za to, że tak długo nie dawałem o sobie wieści. Oto jutro, a raczej dziś, już zaczynam rok sześćdziesiąty szósty. Niewiele lat mi pozostało do życia i nadziei. Wasza obecność była niespodziewanym, a świetnym darem urodzinowym. Jutro będziemy świętować. Jutro jest dzień bez pracy. Teraz ułóżcie się do snu. Do wesołego zobaczenia po przebudzeniu!
Odszedł.
— Jeszcze przed przebudzeniem, a nawet przed zaśnięciem, — szepnął Matuzalem.
Po kwadransie, kiedy cisza zaległa dom i kiedy zamierzał pójść do Ryszarda, uchyliły się drzwi jego pokoju i wszedł Godfryd. Za nim wsunął się Ryszard, Turnerstick i grubas. Na korytarzu stali jeszcze Liang-ssi, jego brat, inżynier i król żebraków.
— Świetnie! — rzekł Degenfeld. — Czy pan Stein jest już w sypialni?
— Tak. Liang-ssi przystawił drabinę do okna i zajrzał do pokoju. Przed chwilą stryjek położył się do łóżka.
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/539
Ta strona została skorygowana.
145