Rzecz niepojęta, zdumiewająca! Panowie profesorowie i docenci kiwali głowami i nie mogli zrozumieć: ani jednego studenta w całym uniwersytecie! Fakt, który zdarzył się po raz pierwszy, a więc zadawał kłam nieomylnej mądrości starego Ben Akiby.
Gdyby jednak poszli do „Pocztyljona z Niniwy“, nie dziwiliby się zgoła. Rzecz miała się tak. Kiedy Matuzalem i jego przyjaciele zniknęli z miasta, rozmawiano o tem długo, snuto domysły, ale wkońcu przestano się tem interesować. Naraz przyszły z Chin pomyślne listy. Wieść o nich powędrowała po mieście, budząc na nowo sensację i stając się tematem rozmów młodzieży. Oczywiście, postanowiono przywitać godnie powracających bohaterów.
Domyślając się tego, Matuzalem chciał przyjechać niespodzianie. Atoli Godfryd, w tajemnicy przed nim, nadał na adres „Pocztyljona z Niniwy“ depeszę następującej treści:
Dziś wieczornym pociągiem wracamy: Matuzalem, czterech panów, trzy Chinki, dwóch Chińczyków, jeden pół-Chińczyk, i jeden pies.