— Pan? Fachowcem?
— Tak. Studentem.
— Studentem? Cóż pan takiego studjuje?
— Co ja teraz studjuję? Nic, nic więcej, — odpowiedział Godfryd, uderzając się w piersi — I nacóż mi to, skoro już wszystko wystudjowałem. Wszystko, wszystko bez wyjątku. To znaczy, że jestem niezrównanym mistrzem. Umiem sadzić kapustę jak nalepszy agronom; dyrygować najniebezpieczniejszemi pociągami jak najbardziej doświadczony maszynista; robię plany wojenne jak najznakomitsi marszałkowie; mówię wszystkiemi językami świata jak poeci; zabijam świnie i bydło jak najlepszy rzeźnik; wygłaszam przemowy parlamentarne, niczem Bismarck; wygram najbardziej splątane sprawy szybciej, niż zawołani prawnicy; kazanie wypalę, jak biskup; garbuję skórę, buduję mosty nad dolinami i wiadukty nad rzekami; pojadę balonem, gdziekolwiek pan zechce, a nawet o kilka mil dalej; napiszę geognostyczne dzieło o algach i tangach, zoologiczne o wzgórzach Wenery; obuję konie i podkuję jeźdźców; z waty wyrobię najlepsze chronometry; maluję na porcelanie; tańczę na łyżwach; ślizgam się na szczudłach; nagrzeję bez węgla i drzewa; odkryję naftę na biegunie północnym i lód w Arabji; ja... ja... ja... tak, ja umiem wszystko, wszystko, wszystko!
Poczciwy pucybut w toku oracji podniósł się i wyrzucał słowa z ust w tak natchnionym impecie, że grubas zrozumiał ledwo połowę mowy. Mijnheer van Aardappelenborsch rozdziawił usta i wyłupił oczy, jakby ujrzał widmo. Z całej wspaniałej przemowy
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/86
Ta strona została skorygowana.
82