Witam pana jako godne oczko w naszej pończosze. Oby pański dobrobyt nigdy się nie skończył i pańska szczodrość nigdy nie zawiodła. A teraz podajcie nam szklanice, gdyż szermierka ma się zacząć!
— Nie, nie, — odezwał się Holender — nie małe szklanice! Ja też chcę raz wypić z tego wielkiego kufla — pokazać, że nietylko jeść, ale i pić potrafię!
Propozycję przyjęto z radością. Kufel wędrował od jednego bibosza do drugiego. Omijał jedynie Ryszarda Steina; i newfundlandczyk musiał się obyć smakiem. Mijnheer nie ustępował nikomu w piciu. Dziwnemi słowy opisał swą radość z powodu znalezienia tak dobrego towarzystwa.
— Tak Gaweł stał się Pawłem — strzelił Godfryd. — Z początku nazwał się pan naszym wrogiem, a teraz wylewasz przed nami całe serce. Cóż właściwie zmieniło pana usposobienie?
— Umiejętnością picia zaskarbiliście sobie moją przyjaźń. Poza tem mam nadzieję, że mijnheer Matuzalem uzdrowi mnie.
— Zobaczymy! Pierwej muszę bliżej pana poznać. Muszę pana obserwować, aby znaleźć siedlisko choroby. Dopiero wówczas potrafię ją wypędzić.
— Tak, jak mijnheer Godfryd solitra, — dodał gruby.
— Kogo? Co? Solitra? Godfrydzie, Godfrydzie, zdaje się, żeś podczas mej nieobecności popuścił cugli! Muszę je zpowrotem ściągnąć! A zatem zamie-
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/98
Ta strona została skorygowana.
94