to trudniej stawała na nogi, klnąc i wyzywając.
Widok tych zbójów nie budził zaufania, ale uzbrojenie ich nie mogło mnie przestraszać. Lance ich nie mogły nam teraz szkodzić, a uzbrojeni w broń palną mieli stare flinty ze skałką, dwóch z nich nawet flintę z lontami bardzo dawnej konstrukcji. Co się tyczy ich ubioru, świecili wszystkiemi kolorami; Kurdowie lubią się stroić w wszelkie możliwe barwy. Jeden z nich, który trzymał w ręku pistolet, miał na głowie turban, mający w średnicy najmniej trzy stopy. Był to dowódzca, podjechał kilka jeszcze kroków ku nam i grzmiącym odezwał się do nas głosem:
— Ałłah niech gromy spuści na was! Czyście rozum postradali, iż ośmielacie się strzelać do nas? Coście za jedni? — psy!
— Jesteśmy cudzoziemcy, — odpowiedziałem, udając, że nie dosłyszałem ostatniego słowa.
— Rozumie się to samo przez się. Gdybyście byli tutejsi, tobyście nie byli się odważyli narażać się na widoczną śmierć. Dusze wasze pochłonie piekło. Gińcie przeklęte psy!
To rzekłszy, podniósł pistolet; ja wziąłem go na cel, wołając:
— Spuść broń na dół, bo inaczej kula moja roztrzaska ci łeb.
— „Głupi gaduło!“ zaśmiał się. — Toć wasze naboje wystrzelane!
— Mój karabin strzela zawsze; uważaj jeno!
To rzekłszy, dałem kilka strzałów, celu-
Strona:PL May Matka Boleściwa.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.
— 13 —