częli się Kurdowie naradzać po cichu, a potem odezwał się do mnie naczelnik:
— Panie, czyś nie przebywał niegdyś pomiędzy szczepem Zibar‑Kurdami?
— Byłem pomiędzy nimi — odrzekłem.
— Byłeś gościem naczelnika tego szczepu?
— Zwykłem tylko stawać gościną u naczelników, — odrzekłem dumnie.
— Jesteś tym samym cudzoziemcem, który ocalił od zguby szczep Hoddedihin przez to, żeś zdołał zwabić podstępem do doliny Deradż trzy szczepy, które poddać się i broń złożyć musiały?
— Jestem tym samym cudzoziemcem.
— A ten mały człowiek, który ci towarzyszy, nie zowież się on Hadżi Halef Omar, który to wszystko wraz z tobą przebył?
— Jest on tym samym.
— Ponieważ jesteście tymi samymi, jesteśmy gotowi przebaczyć wam winy wasze, jeżeli uczynisz to, czego od ciebie żądamy.
— Powiedz, czego żądasz!
— Zapłacisz nam nasamprzód konie, któreś pozabijał.
— A może i psy? — rzekłem.
— Naturalnie! Powtóre dacie nam w upominku całą broń. którą macie z sobą.
— A po trzecie?
— Więcej nie żądamy. Jak widzisz, bardzo mało od was żądamy. Jeżeli zgodzisz się na te warunki, to będziesz mym gościem i przyjacielem i możecie pomiędzy nami tak długo żyć, jak wam się będzie podobało i tak bezpiecznie mieszkać, jakbyście do naszego szczepu należeli.
Strona:PL May Matka Boleściwa.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.
— 15 —