— Otóż dwunastu zuchów, pierzchających przed dwoma mężami! Czyż nie muszą oni, Sihdi, wstydzić się samych siebie, a na przyszłość i dzieci ich! Myśmy ani o jednę piędź ziemi nie ustąpili. Pokonaliśmy ich jednak strachem przed twą bronią. Człowiek, który cię znał, musiał być z nami u szczepu Kurdów Zibarskich. Bylibyśmy źle wyszli na tem, gdyby on nie był zwrócił uwagi naczelnika na twój karabin.
— Nie bylibyśmy gorzej na tem wyszli, kosztowałoby tylko więcej krwi ludzkiej, ale nie naszej. Dopóty stali przed nami, nie byli dla nas wcale niebezpiecznymi. Ale teraz będą oni jak węże czyhać na nas, jak to wyrzekł ich naczelnik, a to jest dla nas daleko niebezpieczniejsze.
— Sądzę raczej, — rzekł Hadżi, — wypadną na nas z zasadzki, gdy teraz ruszymy w dalszą drogę. Zdaje się, że będziemy musieli przejeżdżać przez ich obszary.
— Czy mniemasz rzeczywiście, — odrzekłem, — iż tą drogą będziemy mogli dalej jechać? Sądziłem, że znasz mnie lepiej. Tutaj mieszkają Mir Mahmallowie, z tamtej strony Mir Yussufowie, do których szczepu ta Fatima Marryah, jak się zdaje, należy. Ponieważ wyrządziliśmy jej tak wielką przysługę, to spodziewać się należy na pewno, że ziomkowie jej szczepu przyjmą nas przyjaznie, a w każdym razie bronić nas będą przed Mir Mahmallami. A więc przebędziemy teraz rzekę.
To rzekłszy, obejrzałem się za naszym sługą. Nie było go; cofnęliśmy się więc, szu-
Strona:PL May Matka Boleściwa.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.
— 19 —