kając śladów na trawie, by go znaleźć. Tchórz ten wprowadził konia swego w krzewinę, tam go przywiązał i ukrył się w gęstwinie, ażeby nie spostrzegli go Kurdowie.
— Czy już odeszli? — zapytał się, gdy go ciągnąłem z krza za nogi. — Żyjesz effendi! Czy ciebie nie zabili?
— Tak, zabili mnie.
— Ale przecież stoisz tu przedemną.
— Jest to duch mój, który cię ścigać będzie dzień i noc za twe męstwo, z jakiem nas osłaniasz.
— I duch mój będzie cię straszył i na plecy właził co godzinę dziesięć, dwanaście razy, ty dziadzie i pradziadzie trwogi, — odezwał się do niego głośno Hadżi. — Czemuż pozostałeś w tyle, czemu się ukryłeś!
— Tylko ze względu na wasze dobro, Kurdowie nienawidzą żołnierzy sułtańskich; gdyby byli mnie ujrzeli, nie bylibyście uszli ze zdrową skórą.
— Więc na to daje nam ciebie mutessarif do obrony? Niechaj cię Ałłah przemieni w jeża z kolcami na wewnątrz, ażeby żgały twą duszę i niepokoiły ją przez całe twe życie.
Rzekłszy to, machnął Halef pogardliwie ręką i podążył ku rzece, do której skierowałem i ja swego konia. Była ona w tem miejscu zaledwie na półtorej stopy głęboka; mogła więc ją łatwo przejść kurdyjka, która nam znikła z oczu.
Przybyliśmy na drugi brzeg, jechaliśmy w górę, ale strzegliśmy się, by nie zostać w pobliżu wody. Kurdowie mogli się byli ukryć na przeciwległej stronie i do nas strze-
Strona:PL May Matka Boleściwa.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.
— 20 —