Kurd, który nas wpuscił. Ten ostatni, sądząc z jego ubrania i uzbrojenia, miał tylko nóż za pasem, zdawał się być najbiedniejszym. Gdy pierwszy, którego nazywam dla krótkości naczelnikiem, dostrzegł, iż mam oczy otwarte, natychmiast przemówił do mnie i to w stanie nieprzyjaznym:
— Przekonujesz się, jak daleko doprowadziła cię twa nieufność. Musicie umrzeć.
— Chociażbym był ci i zaufał, leżelibyśmy także tutaj — oderzkłem. — Chcieliście odebrać nam naszą własność, zwłaszcza mego konia i broń: więc zarówno było, czyśmy wam ufali, czy też nie. W żadnym jednak razie nie umrzemy.
— Mylisz się. Skoro tylko nadejdzie wieczór, nastąpi wasza śmierć. Jesteście chrześcijanami i sunitami, którzy nie mogą spodziewać się łaski. Kto was zabija, temu Ałłah stokroć wynagradza.
— A ja mówię ci, że nikt z was nie będzie miał odwagi położyć na nas swą rękę.
— A ja przysięgam ci na Ałłaha, na Hassana i Husseina...
— Stój! nie przysięgaj, bo przysiągłbyś krzywo — przerwałem mu szybko. — Jeżeliś rzeczywiście słyszał o mnie, to wiesz, że znajdowałem się już w większych niebezpieczeństwach, aniżeli teraz. Mnie nie można tak prędko zgładzić z tego świata. Na cóż ci się przyda broń ma, którą odebraliście nam. Koń mój nie będzie ci posłuszny, a z bronią moją nie umiesz się obchodzić. Ręka twa ani jednego nie da z niej strzału.
Miał on przed sobą mój karabin. Na nim
Strona:PL May Matka Boleściwa.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.
— 28 —