i podał mi karabin. Teraz wygrałem. Powstałem na nogi, zmierzyłem i rzekłem:
— Baczność! uważaj, jak strzelam. Czy widzisz tę tam najdłuższą gałęź dębowa przy drugim drzewie. Są na niej cztery dębianki (robi się z nich atrament). Zestrzelę je; uważaj!
Dąb ten stał o siedmdziesiąt kroków od nas. Siedzący przy nas Kurdowie powstali na nogi i pobiegli ku dębowi. Tylko naczelnik pozostał przy mnie. Mogłem z radości głośno się zaśmiać. W tem oddaleniu miały dębionki wielkość ziarnek pieprzu. Zdawało się niemożliwem zestrzelić je. Strzeliłem czterykroć. Okrzyk radości oznajmił trafny cel. Ja lotem błyskawicy odłożyłem na bok karabin, pochwyciłem naczelnika, przyciągnąłem go do siebie, uchwyciłem za gardziel ręką, wyrwałem mu prawą ręką nóż z za pasa, oderżnąłem rzemień, który krepował me nogi, potem rzemień, który krępował ręce Halefa, i odezwałem się do niego:
— Bierz nóż ten i przerznij pęta swoje i Kasema, potem odwiąż konie od pala.
Halef wziął ode mnie nóż. Miałem teraz wolne ręce, powstałem z miejsca, podniosłem do góry naczelnika, puściłem go następnie, schwyciłem za karabin, zmierzyłem i odezwałem się do niego:
— Złóż ręce do ciała i nie ruszaj się, gdyż inaczej dostaniesz sto kul z tej dyabelskiej flinty!
Usłuchał mego rozkazu, trzęsąc się cały. Działo się to w przeciągu jednej minuty. Kurdowie patrzeli na to z daleka; nadbiegli ku
Strona:PL May Matka Boleściwa.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.
— 30 —