dałem mu odprawę, ale on obstaje przy swojem. I znowu prosi mię usilnie, ażebym spełnił jego życzenie.
Wyjdę natychmiast.
— Panie, dopomóż nam, syna naszego wzięto do niewoli, — zawołała Fatima, padając przedemną na kolana i podnosząc ku mnie błagalne dłonie.
— Wzięto do niewoli? — zapytałem, podnosząc ją z ziemi. — Przez kogo?
— Ujęli go ci tam Mahmallowie.
— Skad to wiesz?
— Oznajmili nam to oni swemi radosnemi krzykami.
— A jakże wpadł on im w ręce? Czyż opuścił on waszą chatę?
— Musiał to zrobić. Po owem uderzeniu ciebie, wyprowadził go ojciec za bramę i zakazał mu wracać. Syn odszedł spokojnie. Mahmallowie musieli być w pobliżu, gdyż usłyszałam długi, pełen trwogi krzyk!
— Oni to ze względu na mnie przyczołgali się pod wasz obóz. I ja słyszałem ten krzyk, ale nie miałem przeczucia, co on może znaczyć.
— I ja nie przeczuwałam niczego, gdyż dowiedziałam się dopiero od męża, że syn nasz odszedł. Pochwycili go oni i poprowadzili, gdy krzyczał. Potem wołali ku nam z tamtej strony, że go wzięli do niewoli. Pomóż nam, panie, tyś jest jedyny, który nam możesz pomódz.
— Ja, czemuż ja jeden? Tutaj stoi przecież pięćdziesięciu uzbrojonych mężów. Więc naprzód! — odezwałem się do naczelnika. —
Strona:PL May Matka Boleściwa.djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.
— 45 —