głem Halefa, który trzęsąc się z obawy o mnie, stanął za memi plecami.
Palące się ognie w obozie rzucały słaby blask ku nam, tak, że było można poznać zwierzę tej wielkości, co kurdyjskie wyżły. Sapanie coraz bardziej się zbliżało, pies pędził galopem, ujrzał mnie, stanął na chwilę, skoczył, nie wydając głosu jednym potężnym susem ku mej szyi. W tej samej chwili rozszerzyłem ramiona, pochyliłem się ku przodowi, ażeby mnie nie obalił w tył na ziemię i gdy otwartą, paszczę kierował ku mej szyi, objąłem ramionami jego szyję. Zęby psa uwikłały się w pęku zwiniętego żakietu i nie mogły mnie ugryźć; głowę i szyję jego tak silnie przyciągnąłem ściśniętemi ramionami ku mej piersi, że pies nie mógł tchu dostać i spuścił głowę na dół.
— Pchnij go nożem w serce, Halefie!
Halef utopił w piersiach bestyi nóż po cztery kroć; odrzuciłem ją od siebie, nie ruszała się już.
— Powiodło się, — odetchnął Halef, jakby mu kamień spadł z piersi. — Nie byłbym tego uważał za możliwe, sihdi! Ale te drugie bestye...
— Cicho! — przerwałem mu mowę. — Drugi nadbiega, ale z prawej strony.
Obróciliśmy się ku tej stronie. Nadskoczył drugi pies i uprzątnęliśmy go w ten sam sposób, z tą tylko różnicą, że kiedym mu kark ściskał, podrapał mi w trwodze śmiertelnej pazurami tylnych łap mocno uda. Po dłuższym czasie nadbiegi i trzeci, ostatni pies, którego tak samo sprzątnęliśmy bez poniesie-
Strona:PL May Matka Boleściwa.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.
— 56 —