Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/100

Ta strona została skorygowana.
—   88   —

powrozem bola nie oplącze tylnych nóg, to nie weźmie go pan w inny sposób.
— Tak pan sądzi? A mnie się zdaje, że lasso najzupełniej wystarczy, jeżeli oczywiście umie ktoś niem władać.
Monteso na te słowa popatrzył na mnie z politowaniem, jak zawodowy rachmistrz na żaka szkolnego, który śmie stanąć z nim w zawody w pamięciowem obliczeniu pierwiastka kubicznego z kilkunastocyfrowej liczby.
— To brzmi bardzo ładnie — zaśmiał się po chwili. — Ale proszę spróbować; zobaczymy, jak to się panu uda.
Nic na to nie rzekłszy, zwinąłem lasso, zbliżyłem się do konia i uczyniłem ruch, jakbym chciał zarzucić mu pętlicę na szyję. Wiedziałem z góry, że koń swoim zwyczajem szarpnie się w bok, co się też stało. Rzuciłem pętlicę i... trafiła, a zwierzę, obiegłszy raz dokoła mnie, musiało wreszcie stanąć, bo pętlica zacisnęła mu się na szyi, tamując oddech. Wówczas zbliżyłem się do rumaka i wskoczyłem na grzbiet, rozluźniając jednocześnie rzemień na szyi, by koń się nie udusił. Teraz zdenerwowanie konia doszło do ostatnich granic, i różnymi sposoby usiłował mię zrzucić z siebie. Jednak przygotowany byłem na to i ostatecznie zwyciężyłem jego opór. Gdy mi się poddał całkowicie, zeskoczyłem z grzbietu i posłałem po swoje rzeczy na górę, tymczasem zaś nałożyłem koniowi uzdę i siodło. Monteso, stojąc z boku, patrzył uśmiechnięty i kiwał głową. Wreszcie rzekł do mnie:
— No, no! z pana nie byle jaki jeździec...
— A co do lassa?...
— Co do lassa... to umie pan rzucać niem wybornie. Widzę, że nie będzie pan nam uciążliwy w podróży.
— Dziękuję za łaskawe uznanie i mam nadzieję, że nietylko nie będę panom uciążliwy, ale okażę się im potrzebnym. Wsiadajmy więc i jazda!