Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/104

Ta strona została skorygowana.
—   92   —

się, że będzie mógł zetknąć się bliżej z europejczykiem.
— Gdzież on jest obecnie? Może wstąpimy po niego do mieszkania?
— Nie. Pojechał naprzód, i spotkamy się z nim dopiero za miastem.
— O, w tem jest coś niewyraźnego. Urzędnik na wyższem stanowisku nie czyniłby znajomości ukradkiem przed ludźmi. Dlaczego właściwie nie przybył do hotelu przedstawić mi się? lub czemu nie prosił, abyśmy po niego wstąpili do domu? Czy wie pan przynajmniej, gdzie mieszka?
— Nie wiem.
— To może znane jest panu choć jego nazwisko?
— Nazywa się Carrera.
— Brzmi to nienajgorzej, i miejmy nadzieję, że odpowiada godnie charakterowi człowieka, który je nosi. Gdybyśmy byli zajechali przed jego dom, to...
Urwałem nagle, a zatrzymawszy konia, obmacałem wszystkie swe kieszenie...
— Ach, sennor, co za niedołęstwo z mej strony! — rzekłem. — Nie mam sakiewki z pieniędzmi! Została pewnie w hotelu...
— Ee! — uspokajał mię Monteso, — nic się jeszcze wielkiego nie stało; w tak krótkim czasie nikt jej nie mógł jeszcze sprzątnąć. Poślę jednego z moich towarzyszów...
— Nie! wolę już sam wrócić, bo mam konia szybszego, więc dopędzę was w krótkim czasie.
I nie czekając odpowiedzi, z miejsca zawróciłem swego rumaka w pełnym galopie, — ale nie do hotelu, bo pieniądze miałem przy sobie, lecz do biura policyjnego, które się znajdowało w pobliżu katedry. Przybywszy na miejsce, uwiązałem konia do sztachet i kazałem się zaprowadzić do najwyższego z obecnych urzędników, który zdziwił się ogromnie moim szczególnym wyglądem. Przedstawiłem mu się i zapytałem, czy istnieje komisarz policyjny nazwiskiem Carrera.