Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/123

Ta strona została skorygowana.
—   111   —

— Ależ pani się bardzo myli! Nie miałem nigdy przyjemności widzieć pani. Mieszkam stałe w Montevideo i zajmuję stanowisko komisarza tamtejszej policyi, jak to już ten sennor panią objaśnił.
— No, no! nie żartuj, Mateo! — mówiła dalej, nie zrażona wyraźnem jego niezadowoleniem i nawet gniewem. — Z pana taki sam komisarz, jak ze mnie prezydent republiki.
— ja nigdy nie żartuję, sennora. Jestem ugrzeczniony dla pań, o ile na to pozwala moje stanowisko; ale w tym wypadku muszę stanowczo zaprotestować przeciw obrażaniu mnie i naruszaniu mojej urzędowej powagi nieuzasadnionemi podejrzeniami. Powiedziałem pani, kto jestem, i bądź pani łaskawa poprzestać na tem.
Na taką bezczelność fałszywego komisarza towarzyszka moja nie wiedziała, co uczynić: wybuchnąć śmiechem, czy gniewem. Nie zdobyła się wszakże ani na jedno, ani na drugie, natomiast odrzekła z wielką powagą:
— Proszę cię, Mateo, abyś przez wzgląd na twoich biednych rodziców nie popełnił znowu jakiej niedorzeczności. Z zachowania się twego wnioskuję, że nie skorzystałeś z naszych rad i wskazówek. Maskujesz się w celu pokrycia znowuż jakiejś podłości, a najlepszym dowodem tego jest właśnie podszywanie się pod obce nazwisko i udawanie urzędnika.
— Dosyć już tego! — krzyknął „komisarz“. — Proszę mię zostawić w spokoju, bo każę panią zamknąć, i nie pomogą jej nawet wpływy brata, który, jak słyszałem z ust pani, jest burmistrzem!
Na te grubijańskie słowa twarz mojej towarzyszki oblała się rumieńcem oburzenia. Chciała już odwrócić się z pogardą od aroganta, gdy zapytałem ją:
— Proszę pani, kto jest ów Mateo, o którym pani wspomina?
— Były praktykant w sklepie mego męża. Musieliśmy go z miejsca wydalić, bo mąż złapał go na gorącym uczynku przy kasie!...